Mag westchnął, zamruczał coś pod nosem a następnie cicho zapukał.
- Proszę! - ton głosu elfki wskazywał wybitnie na lewą nogę podczas porannego wstawania. Nuk powtórzył westchnięcie, wspominając coś o kozie i śmierci, ale drzwi otworzył. Jego wzrok nie powędrował do biurka, gdzie Sulia, jeszcze do niedawna, miała zwyczaj pracować wśród dokumentów i papierów. Mag od razu skupił spojrzenie na piramidzie ksiąg ułożonej starannie przed kominkiem. Gdzieś tam powinna być i Pretorianka. Od paru miesięcy zakopywała się w swoich esejach z nieodłącznym piórem w ręce, podkreślając, skreślając lub mrucząc coś w obcym języku. Nuk zrobił parę kroków w stronę niewidocznej koleżanki.
- Sul...- zaczął niepewnie, ale przerwał widząc jak zza ksiąg wyłania się ręka a w niej plik papierów. Dokumenty opatrzone pieczęcią Pretorii wylądowały u jego stóp.
- Wiem, wiem. Niedługo będziemy mogli nazywać ich Grandgerontami - elfka przypuszczalnie westchnęła - Do ideału mi jednak trochę brakuje. - tym razem w jej głosie pojawiła się nutka rozbawienia - Gotowe. Do roboty.
Nuk się uśmiechnął. Bez słowa podniósł upragnione pergaminy, by następnie cicho zacząć wycofywać się w kierunku drzwi. Zanim je zamknął usłyszał jeszcze typowe pożegnanie elfki:
- Już niedługo!