- Ilu ich jest? – wzrok zza grubych szkieł okularów był jedyny w swoim rodzaju – wymagał odpowiedzi, czekał na nią z niecierpliwością i pragnął, by podana liczba była jak najmniejsza. Sulia zawahała się przed podaniem prawdziwej ilości, ale przecież wycofanie się w tej chwili oznaczało pełno papierkowej roboty, nieprzyjemne dyskusje i sprawienie zawodu paru, albo i kilkunastu, osobom. Elfka westchnęła. Ucieczka nie wchodziła w rachubę.
- Według moich obliczeń, a myślę, że nie pomyliłam się w rachunkach, choć czasami zdarzają mi się błędy podczas dodawania. Kiedyś…
- Ilu? - ciekawy, z całą pewnością, wykład Sulii o jej zdolnościach matematycznych został przerwany. Nie ma wyjścia. Elfka postanowiła być odważna. – Dwadzieścia dziewięć osób.
Kobieta lekko skrzywiła usta. – Tyle roboty, tyle materiału, tyle nici i po co to wszystko? By ubrać ich na jakąś uroczystość mianowania? Ja na waszym miejscu… - Sulia nie dowiedziała się już, co by zrobiła najlepsza krawcowa Jaskini na ich miejscu, tylko dzięki gońcowi, który pukając do drzwi uratował ją przed dalszym marudzeniem starszej pani. Wzywano ją do pałacu.