Za oknem lało. Field siedział za biurkiem zarzucony od stóp do głów różnymi papierami i wykresami. Gdzieś w tle w pokoju grasowały chochliki uwolnione wskutek źle przemyślanej partytury. Po prostu błona między światami nie wytrzymała i w trakcie wygrywania muzyki coś trzasnęło, a chwilę później wieżę zalała fala małych, irytujących i leniwych potworków.
Mam nadzieję tylko, że nigdzie nie popełniliśmy podobnego błędu. - pomyślał Field.
Za oknem rozbrzmiały dzwony jednej z katedr.
- To już? - w tym momencie drzwi otworzyły się z hukiem. Stał w nich Tarnum, a za nim jeszcze kilka innych osób.
- Mahadevo, ale ty tu masz bajzel. Poza tym co tu robią te potworki, sam się upierałeś, że w obsłudze w tym roku będą te twoje faerie? A tak w ogóle to tak, już. Przygotowałeś wszystkie dokumenty i kryształowe kule? - krzyknął stojący za plecami akolity jakiś diabeł.
- Taaa... Jeszcze tylko Narodowy Bank Krasnali Ogrodowych wreszcie otworzy nam to konto i możemy zaczynać. - westchnął Field, odpalając fajkę. - Tylko żeby pogoda była lepsza niż dziś...
- To akurat nie będzie problemem. Patrz, już się przejaśnia - powiedziała towarzysząca gościom elfa właścicielka całego roju falban u sukni.
Faktycznie. Za oknem można było dostrzec, jak przez zwały ciężkich chmur przebijają promienie słońca. Dobry omen. Nareszcie. - pomyślał elf i z uśmiechem patrzył, jak zaadresowane koperty uniosły się ze stolików i zaczęły rozlatywać po całym Imperium niosąc wieści o nadchodzącym, ósmym już, Konwencie w dalekiej Byczynie.