Słoń Trąbalski :)
14 września 2004 / autor Eremita Avatar
Mały Gemi oddychał niespokojnie... Cały tydzień układał plan niezauważonego wymknięcia się z osady. Dla niespełna 10-latka wyrwanie się spod opiekuńczych ramion matuli było nie lada problemem. I jak to zwykle bywa, pomógł mu zwykły przypadek. Całe lato było niemiłosiernie upalne; kraina stała na granicy suszy. W końcu przyszło wytęskione ochłodzenie! A wraz z nim zimny front i gwałtowne załamanie pogody. Burze szalały przez trzy dni z rzędu. Potoki błota, wody i mułu przewalały się przez zwykle senną dolinę. Kiedy zagrożenie minęło, cała społeczność poczęła naprawiać wyrządzone przez rozszalałą naturę szkody. Najbardziej ucierpiała kwatera Burmistrza, więc najpierw na jej odbudowaniu skupiła się uwaga mieszkańców. Gemi, podobnie jak wiele innych dzieciaków, tylko płątał się niepotrzebnie pod nogami, narażając siebie i innych na różne niebezpieczeństwa i wypadki. To był moment, na który wyczekiwał tyle czasu! Nie niepokojony przez nikogo wyszedł przez zniszczoną nawałnicą bramę wioski. Ile sił w nogach pobiegł do widocznego na horyzoncie wzgórza.
Wiosną znalazł pod drzewem parę młodych sokołów, które wypadły z gniazda. Kwilące z głodu pisklęta umieścił z powrotem w gnieździe. Często wracał pod tamte drzewo przyglądając się rozwojowi ptaków; obserwował ich coraz dłuższe i lśniące pióra, początkowe, niezdarne loty, radość z pierwszych polowań. Sokoły również zaprzyjaźniły się ze swoim wybawicielem. Nawiązała się między nimi milcząca nić porozumienia. Podczas ostatniej wizyty Gemiego na wzgórzu ptaki "oświadczyły" chłopcu, że muszą wkrótce odlecieć na zachód, by szukać swych towarzyszek. Dlatego właśnie chłopiec na wszelką cenę chciał opuścić wioskę, by móc pożegnać się ze swoimi ulubieńcami. Co było trudną sprawą, zważywszy, że podczas ostatnich upalnych dni nie wolno mu było zapuszczać się zbyt daleko od domu z obawy przed śmiertelnymi skutkami palącego słońca.
W końcu, cały przemoczony, stanął na szczycie wzgórza. Jego oczom ukazał się straszny widok. Dąb z gniazdem został strzaskany uderzeniem pioruna, a osuwająca się ziemia
dokonała dalszego zniszczenia wiekowego drzewa. Wtem usłyszał swych towarzyszy. Dostojne ptaki krążyły nisko nad wzgórzem; wydawały się go przywoływać... Gemi wolno podążył za nimi, wciąż zatrwożony widokiem pokonanego drzewa. Sokoły prowadziły chłopca poprzez wały błota w dół osuwiska. Nagle stanął jak wryty. Parę metrów niżej ziemia odsłoniła bielejący szkielet. To zwierzę musiało być przeogromne! Ile czasu musiał minąć odkąd te stworzenia wędrowały po ziemiach Erathii? Gemi nie słyszał żadnych legend o tak potężnych potworach! Nagle jeden z ptaków pikując w dół zanurkował w labirynt wystających kości, po czym wynurzył się, trzymając coś w dziobie. Wylądował wprost przed oniemiałym chłopcem. Niemym rozkazem nakazał mu wyciągnąć dłoń. Na rękę Gemiego upadła mała, mleczna kula. Odruchowo zacisnął palce. Wtem przez jego mózg przemknęła niewyraźna, zamazana wizja.....
Gemi krzyknął boleśnie, o mało co nie upuszczając przedmiotu. Wiedziony dziwnym przeczuciem zszedł pomiędzy szczątki wymarłego zwierzęcia. Nagle klęknał na kolana rozgrzebując rękoma ziemię. Po dłuższym czasie spod ziemii ukazała się mlecznobiała czaszka stwora. Chłopiec w hipnotycznym transie umieścił artefakt w otworze pośrodku czaszki. Tym razem był lepiej przygotowany na widok, który opanował jego umysł...
"Dziękuję Wam, sokoły. Dziękuję za przyprowadzenie mnie tutaj. Wiem, że to wasz dar za uratowanie życia" - wyszeptał. "Wiem, że musicie już opuścić to miejsce. Nie mi dane jest was tu zatrzymywać. Ale mam do was prośbę! Wizje, które przed chwilą doświadczyłem odsłoniły mi fragment inkantacji, która może przywrócić do życia te starożytne potwory. Dlatego proszę was, o czcigodni władcy przestworzy, o wyszukanie więcej informacji o tej magicznej formule podczas waszych wędrówek po świecie. Wierzę, że wasze oczy dostrzegą więcej niż zwykłe oko ludzkie. I wierzę, że jeszcze spotkam się z wami, kiedy znajdziecie już cel swojej wyprawy." To mówiąc Gemi podszedł do ptaków, głaszcząc ich pióra na pożegnanie. Po czym odwrócił się i skierował w stronę wioski, ze ściśniętym sercem, nie odwracając głowy by nie oglądać odlotu swych przyjaciół...
Komentarze
Nikt jeszcze się nie wypowiedział. Napisz pierwszy komentarz!