Jaskinia Behemota

Jaskinia Behemota - pierwszy polski wortal o Heroes of Might and Magic oraz fantasy

(P)Oczaruj mnie Rycerzu! - część IV (i ostatnia)

02 maja 2004 / autor Eremita Avatar

Egzegeza nie mogła zasnąć. Jej myśli wciąż wracały do histori Grembambiera. Co prawda nie była pewna, czy słowa pośpiesznie wypisane na kartce stanowiły odpowiedź na najważniejsze pytanie świata, ale czuła, że opowieść rycerza była prawdziwa. Co więcej, była pewna, że Klejnot Łapiducha znajduje się w pokoju tuż nad alkową, gdzie zasnął zmęczony wędrowiec.
Kobieta westchnęła ciężko. Los nie poskąpił jej urody. W myślach przyznała się sama przed sobą, że zazdrościła swoim młodszym trzem siostrom. Wszyskie zdrowe, rumiane, gibkie, o gęstym, grubym jasnym warkoczu. To co że głupie jak but? Kogo obchodziło, że nie mogły zrobić bez przypalania najprostszej jOjOcznicy? Nikogo!! Jak tylko pojawiały się w jasnej izbie to zwyle wybrzydzającym panom gęby się od razu zamykały. W ich obecności nawet paziowie królewscy połykali bez mrugnięcie przypalone schaboszczaki. Co prawda Egzegeza nie mogła też narzekać na brak zainteresowania - ale tylko tu w tej ciemnej izbie. Podpici jegomoście, męty wszelakiego rodzaju z chęcią lubiły doprowadzać ją do szewskiej pasji. To dla nich frajda - purpurowa ze złości, pulchna kobieta nie skąpiła wyzwisk, ani wszelkiego rodzaju imperatyw pod adresem jeszcze bardziej rozochoconej tłuszczy. Tak, w tej izbie była królową męskich serc... Za to w drugiej... tam klienci byli wiecznie niezadowoleni. Bo zupa za słona, bo woda za mokra, bo porusza się jak żaba, bo godzi w ich zmysła estetyczne. Aż biednej kobiecie ręka sama układała się w pięść ze wstydu i upokorzenia. Tak, Egzegeza była królową - królową dezerterów, królową moczymordów, królową wyrzutków społeczeństwa. Suchą różą z kolcami tak wielkimi, że mogłyby dostarczać materiałów dla lanc błędnych rycerzy. Właśnie. Błędni Rycerze. To był tak naprawdę powód, dla których jej niedoskonałości bolały ją niczym madejowe katusze. A właściwie jeden błędny rycerz. A zwał się Libidos Musztardos. Często wstępował w te progi. Nie był taki jak inni możni, dumne pawiany obżerajace się baranami w drugiej izbie. Nigdy nie powiedział jej złego słowa; co prawda niegdy też nie powiedział do niej dobrego słowa. Z jego ust jeszcze nie uciekło ani jedno słowo skierowane bezpośrednio do niej. A to bolało - obojętność jest gorsza od najburzliwszej wrogości. I zawsze po takiej wizycie Egzegeza chlipała przez pół nocy kuląc się w swojej ciasnej kajutce...
Tej właśnie nocy w Egzegezie coś pękło....
Grembambier spał długo. Chmielowi Bogowie długo w nocy tańczyli w jego głowie, by był w stanie zrywać się o świcie. Wstał niepownie przyglądając się nogom. A one ruszyły, zostawiając pozostałą część ciała tam gdzie stał! Tak przynajmniej się mu zdawało, kiedy opadał na spotkanie dębowych desek. Nie mógł się podnieść. Na szczęście po chwili po pokoju wparowała, z właściwym sobie wdziękiem, Egzegeza, niosąc ze sobą parujący kocioł zupy.
- Obiecane śniadanko! - gromkim głosem burząc w głowie Grembambiera chmarę wron - nie rzucam słów na wiatr! Tak jak umawialiśmy się. Przyszykowałam ci najwspanialsze śniadanie jakie można tu dostać. Na mój koszt!
Grembambier ucieszył się, że dziewczyna nie zadawała pytań dlaczego tak nagle zapałał miłością do podłogi, tylko energicznie chwyciała go za rękę i posadziała przy niewielkim stole.
- Wypij zupę, a ja skoczę przynieść resztę śniadania!
I już jej nie było widać. Wróciła po chwili niosąc kolejne parujące półmiski. Na szczęście Grembambier nie stracił ochoty na dobrą strawę. Kolejne dania znikały z zastanawiającą szybkością. Nagle zesztywniał; oczy zaszły mgłą a ciało poszęło drgać w konwulsjach. Z skomleniem na ustach upadł ponownie na podłogę tuż obok drżącej Egzegezy.
- Wybacz, mój dobroczyńczo, za te chwile bólu. Ale nie mogłam inaczej postąpić. Obcowanie z wyciągiem z gnojowego ziela co prawda nie należy do najprzyjemniejszych, ale jak się obudzisz to ostatnią chwilą, którą będziesz pamiętał to wczorajszy wieczór. A ja zaopiekują się pewną rzeczą.
To mówiąc Egzegeza zabrała się za przeszukiwanie nieprzytomnego. Czuła obrzydzenie do tego co zrobiła, ale wczoraj w nocy postanowiła zmienić swoje życie raz na zawsze. A cel jak zawsze uświęca środki. Poszukiwania nie trwały długo. Szybko wymacała coś okrągłego za pazuchą. Niecierpliwymi dłońmi odwinęła przedmiot ze starych, postrzępionych szmat. Klejnot wyglądał niepozornie. Matowy, mleczny kolor przypominał raczej zepustą śmietanę. Jednak wystarczyło podnieść go do światła, by rozprysł feerią różnorodnych barw. Umieściwszy kamień w kieszeni, niewiasta chyżo podążyła do lasu. Tam przysiadła na pniu na ulubionej polance w leśnej głuszy. Tu czuła się bezpieczna. Nikt tu z ludzi nie zaglądał. Wszechobecne chmary komarów skutecznie odstraszały każdego. Tylko nie Egzegezę. Widocznie wyczuły w kobiecie gromadzoną złość i jad skierowany przeciwko niesprawiedliwemu światu.
Egzegeza troszkę ochłonowszy rozpuściła włosy i ujęła klejnot w dłonie wznosząc je wysoko nad głowę. Przez drzewa przebijające się promienie słoneczne oświetlały całą postać. Klejnot powiększył swój rozmiar. W jego wnętrzu można było zobaczyć morze.
- Chcę być piękna! Chcę być kochana! Chcę być słuchana! Chcę być potrzebna! Chcę! Chcę! Chcę... być inna...
To mówiąc upadła z płaczem na ziemię. Leżała szlochając w mokrej trawie, załamana, niezdolna by wstać. Tymczasem klejnot zaczął wirować. Rotując zmierzwił jej włosy, wytoczył się na jej lewe ramię, po czym dostojnie mijajac szyję spłynął na drugie ramię. I pękł! Nie z hukiem. Zupełnie bezgłośnie wydajac z siebie ostatnie tchnienie światła.
- Wstań Egzegezo! - spod ziemi wyrosła nagle postać Grembambiera podając jej rękę.
- Co? Jak? Dlaczego? - przerażone oczy dziewczyny zadawały mnóstwo niewyartykułowanych pytań. - Skąd się tu wziąłeś? Powninieneś leżeć nieprzytomny conajmniej jeszcze pół dnia! Przebacz mi! Chciałam ukraść... ukradłam ci klejnot... nie nie mogłam... to dla niego... jak się tu znalazleś...?
- Wstań Egzegezo - spokojnie odpowiedział - nie pamiętasz już co wczoraj ci mówiłem? To nie koniec rewelacji! Czy naprawdę uwierzyłaś, że Klejnot Łapiducha jest tylko mitem, bajką wymyśloną dla gawiedzi? Przecież umierzyłaś w jego istnienie. Dowód przed chwilą miałaś w swojej ręce. Przypomnij sobie wszystkie zaszłyszane legendy. I moją opowieść o spotkaniu z Valerianami. Wybrałem czerwoną pigułkę. W jakimś stopniu posiadłem możliwość widzenia świata oczami nie zasłonionymi fałszami, iluzjami, hipokryzją. Widzisz, podczas wczorajszego wieczory wyczytałem w twoich oczach, w twojej twarzy to wszystko co dzisiaj zrobilaś. Wiem o twoich powodach, wiem o twoich problemach, relacjach z siostrami. Wiem o pewnym błędnym rycerzu. Wiem o twojej wizycie bladym świtem pod szubienicą, gdzie mozolnie wypatrywałaś gnojowego ziela. Wiem o tym wszystkim. Zobaczyłem to w ruchach twoich warg, drżeniach dłoni. Zobaczyłem to wcześniej od ciebie. Na szczęście dla mnie nie wiedziałaś, że istnieje skuteczne antidotum na działanie gnojowego ziela. Ciekawe czy to przypadek, czy zrządzenie boskie, że na śniadanie przyniosłaś mi pyszny barszczyk z mnóstwem świeżego koperku. A koperek w połączeniu z gardzielą indyka powoduje, że działanie trucizny ustaje już po kwadransie. Å»ycie do członków zaczęło powracać chwilę po tym, jak wybiegłaś z pokoju.
- I co teraz? - strach dziewczyny nie osłabł ani na jotę. - Co mi zrobisz? Zniszczyłam Klejnot.
- Ja? Nic? Cóż mogę ci uczynić? Spójrz na mnie. Na me nogi z powrotem opanowane przez chorobę, na me ręce oddające się ponownie pod opiekę artretycznego władcy. Nie mogę nic ci zrobić nawet gdybym chciał. Ale nie chcę. Nie potrzebuję już nóg... Choroba powróciła.... Coś za coś. Bywa... A ty jesteś piękna. Klejnot spełnia tylko jedno życzenie. Po czym znika. I znów czeka na śmiałków w Kulasowym Gaju. A za jego użycie zawsze płaci się wysoką cenę. Ja już do końca życia będą chodził o lasce, często w nędzy, zdany na kaprysy napotkanych ludzi.
- A ja? Jaką cenę zapłacę?
- Któż to wie? Nie jestem jasnowidzem. Ale dobrze wykorzystaj czas. Spełnia się oto twoje największe życzenie. Jesteś śliczna. Piękna. Dla ciebie bardzi będą pisali wielkie epopeje. To dla ciebie tacy jak ja będą odbierać sobie życie skacząc z wież, ginąc w turniejach. Dołączyłaś do innego świata. Ludzi wesołych, promiennych, do ludzi, dla których nie ma rzeczy niemożliwych, na których twarzach rzadko zalśni łza. Pewnie zauważyłaś, że pięknym ludziom pewne rzeczy przychodzą łatwiej. Prościej. Łatwiej są im wybaczane złamane obietnice, małe zdrady, łoterstwa i zawiedzione zaufania. Wszyscy będą chcieli cię znać, mimowolnie rzucone słówko w ich kierunku będzie dowodem, że mogą nazywać cię ich przyjaciółką. Ale będzie też otaczała cię zazdrość. Miłe uśmieszki i ciepłe słówka zmydlą twe oczy. Nie będziesz już ufała ludziom tak jak teraz. Staniesz po drugiej stronie barykady. Tyle przeżyłaś, że w głowie masz katalogi charakterów ludzi i ludzisk. Jednak czekać zapewne cię będzie mały renament zasad, idei i światopoglądu. Twój dotychczasowy świat ulegnie niezauważalnemu przewartościowaniu. Do tej pory ceniłaś w ludziach szczerość? Poczucie humoru? Szlachetność? Gratulacje!! Gdyż za kilka miesięcy te cechy wydadzą ci się żenujące. Przed szereg wyjdą takie umiejętności jak (bez)czelność, szarmanckość, dekadentyzm i tym podobne, które panoszą wsród "lepszych" ludzi. Do którym właśnie awansowałaś. Będziesz w środku zainteresowań. Będziesz w środku wydarzeń. Ale też będziesz w środku intryg, zawiści, plotek i postępów. Będziesz stale musiała otaczać się kordonem ludzi zaufanych, popleczników, klakierów. Będziesz zdana na kaprysy, ból duszy, który niczym zimny, jesienny wiatr otoczy twoje serce. Pustkę w życiu będziesz wypełniała zabawami, tańcami, muzyką, śpiewem - byle tylko nie słyszeć skomlenia dobrej kiedyś istoty, pełnej dobra i życzliwości dla ludzi. Będziesz...
- A co z tobą? - w słowach dziewczyny można już było wyczyć zmianę. Już myślami zdobywała była gdzie indziej. Libidos Musztardos klęczał u jej stóp zapewniając o gorącej miłości. Wychudzone z zazdrości siostry próbujace dorównać jej pięknością. Długie wieczory wypełnione poszturchującymi się adoratorami próbującymi zapewnić sobie jej wdzięki. Å»ycie nabrał dla niej rumieńców. Tylko, żeby ten nudny człowieczyna nieopodal przestał wreszcie ględzić.
- Gdybym wiedziała, że spełnienie mojego marzenia spowoduje zniszczenie twojego zapewne nie zdobyłabym się na ten krok. Chociaż... kto wie? - zaśmiała się filuternie.

KONIEC


***
Dziś kończymy kolejny cykl... Rycerz Grembambier ukończył swoją opowieść, ale najważniejsze ukryte jest za jego grafomańską paplaniną.
W dziale "Skrypty nieoficjalne" przedstawiamy ulepszoną przez Sagamosę wersję skryptu z części drugiej opowieści o Grembambierze.
Skrypt Adventure Spell II pozwala na rzucanie całkowicie nowych zaklęć na mapie przygody. Istny majstersztyk!
Bardzo polecamy - skrypt jest niesamowity - rekomendacja Krainy WoG :)
Ale jak niesie fama, to dopiero cisza przed burzą...
Załoga Krainy WoG

Komentarze

Nikt jeszcze się nie wypowiedział. Napisz pierwszy komentarz!

Możliwość komentowania została zablokowana w związku z minięciem 30 dni od daty opublikowania nowiny.

Forum

Osada

Śledź nas na

Czy wiesz, że...

Heroes 3: Ściana Ognia nie działa na jednostki latające.