Niecodzienne łowy
11 grudnia 2003 / autor Eremita Avatar
Jesień minęła a łucznicy ciągle wracali z wypraw z pustymi rękoma. Jakieś fatum chyba. A to cięciwy na łukach pękały, a to króliki okazywały się na tyle sprytne, że cwane wyczuwały łowców z wielu stajań. Nawet jak udało się coś ustrzelić, to zwierzyna czy ptactwo zaraz pokrywało się rojem much, które skutecznie zniechęcało do spożywania lub konserwacji mięsiwa. Na Krainę padł blady strach!
- Ciężka zima idzie - wszyscy członkowie bractw już trzeci rok zbierają chrust w lasach! - biadolili mieszkańcy.
W obliczy zbliżającej się klęski sołtys Prusakolep osobiście stawił się u Czarownika. Po jakiejś godzinie wyszedł, choć w okropnych humorze. Biedna jego żona, ileż to kromek z miodem musiała narobić, aby choć trochę ułagodzić wściekłego małżonka!
- Co się stało? Nie ma dla nas ratunku? - spytała.
- Jest, a jakże - zagrzmiał sołys - To wszystko sprawa tego starego szarlatana! - wydawało się to niemożliwe, ale sołtys spurpurowiał jeszcze bardziej.
- Z zemsty, że go nie szanujemy, że wybijamy wszystkie szczury, które mu sa potrzebne do magicznych praktyk, że kradniemy jego czarne kury na rosół, że to, że siamto... postanowił na ukarać! Zdziwił się, że tak długo wytrzymaliśmy!
- To w końcu anuluje klątwę? - miękko spytała żona
- A juści, ale przez cały rok mamy go traktować jak króla. Ale niech Ingham ma mnie w swej opiece - odsłużę się mu. Niech tylko nadarzy się ku temu okazja!
Odtąd lasy ponownie zapełniły się zwierzyną i wszelkim dobrem. Zobaczcie co już na pierwszej wyprawie upolowali łucznicy: Opisy kolejnych lokacji
Komentarze
Nikt jeszcze się nie wypowiedział. Napisz pierwszy komentarz!